niedziela, 25 listopada 2012

rozdział 1 - pierwsze spotkanie

  Miałeś kiedyś marzenie, które za wszelką cenę chciałeś spełnić? Które, na samą myśl, napawało cię szczęściem? Od którego zależało całe twoje przyszłe życie? Ja miałam. To było moim marzeniem, a także cele. Odkąd skończyłam 12 lat nie chciałam niczego tak bardzo, jak właśnie tego.
 - Otwórz wreszcie ten list!

  Mrugnęłam kilkakrotnie, potrząsając głową, by wrócić z powrotem na ziemię. Spojrzałam na twarz dziewczyny, które mnie ponaglała, której mimika twarzy pokazywała zniecierpliwienie. Spuściłam wzrok na swoje dłonie, w których spoczywała biała koperta zaadresowana do mnie. Koperta była zaklejona taśmą, której koniuszek skrobałam paznokciem. Byłam zbyt zdenerwowana, by móc ją otworzyć. Od tego listu zależała moja przyszła kariera... No może zbytnio koloryzuję, bo tak naprawdę było to na razie podanie do liceum, ale liceum o profilu dziennikarskim.
 - Otwórz, bo sama to zrobię - powiedziała dziewczyna i wyciągnęła ręce by wyrwać z moich dłoni list. Obdarzona niezwykłym refleksem, odskoczyłam. Ponownie spojrzałam na kopertę, aż w końcu jednym zamachem otworzyłam ją - w końcu raz się żyje. 
 - No, czytaj! - ponagliła mnie Maddison, która powoli zaczęłam wychodzić z siebie, potrząsając moje ramię.
 - Szanowna pani... mamy przyjemność... TAK! - krzyknęłam. Rzuciłam się przyjaciółce w ramiona i razem zaczęłyśmy skakać po pokoju.
 - Wiedziałam, że się dostaniesz, wiedziałam!
Uścisnęłam mocno przyjaciółkę, nie kryjąc łez szczęścia, które spływały mi po policzkach. Dostałam się, naprawdę mi się udało. Wykonałam pierwszy krok do spełnienia marzenia i zwyciężyłam. Jestem o jeden krok bliżej.
  Journalism Acadmy*, to jedno z najpopularniejszych liceów w Anglii, które znajduje się w centrum Londynu. Szkoła ta jest niezwykle prestiżowa, dlatego też co roku przyjmują tylko czterdziestu dobrze zapowiadających się przyszłych dziennikarzy. Pośród tej szczęśliwej czterdziestki znalazłam się i ja, siedemnastolatka z Littlehampton, której marzenia powoli zaczęły się spełniać.
 - Tak bardzo się cieszę, że się dostałaś. Zasłużyłaś na to. Niemniej, będę za tobą okropnie tęsknić.
Oderwałam się od przyjaciółki i spojrzałam jej w oczy. Szkoła, do której się dostałam nie tyle była w centrum Londynu, co była także szkołą z internatem. Oznaczało to, że już za parę tygodni miałam wyjechać z rodzinnego miasteczka i zakwaterować się  w nowym pokoju. I to był jedyny minus tego przedsięwzięcia. Nie chciałam rozłąki z Maddison, która była dla mnie niczym siostra, nie chciałam rozłąki z moim chłopakiem, którego kochałam ponad życie, a także nie chciałam rozłąki z matką, która od rozwodu, który odbył się pięć lat temu, nie miała nikogo prócz mnie. Nagle mój entuzjazm wyparował. Marzenia marzeniami, ale co jeśli straciłabym całe natchnienie przez tęsknotę? Bałam się tego. 

Trzy tygodnie później

  Nastał dzień mojego wyjazdu. Wraz z trójką najważniejszych osób w moim życiu, stałam na peronie, ściskając w dłoniach uchwyty od dwóch wielkich walizek. Kiedy tylko tablica informacyjna oznajmiła, że pociąg wyjedzie na peron za niecałe pięć minut, mama objęła mnie mocno i rozpłakała się. Gdy mnie puściła ucałowała mnie w policzek i pozwoliła odejść do Maddie. Ona także mocno mnie objęła, szepcząc mi do ucha pocieszające i motywujące słowa. Na koniec podeszłam do Raula i spojrzałam mu głęboko w oczy. Chwycił moje dłonie i po chwili złożył na mych ustach pocałunek. 
 - Będę do was pisać i dzwonić, obiecuję - powiedziałam wciąż trzymając się za ręce z Raulem.
  Nagle usłyszałam donośny szum i na peron wjechał mój pociąg. Chwyciłam ponownie walizki i po raz ostatni spojrzałam na twarze moich ukochanych osób. Policzki mamy mokre były od łez, niemniej uśmiechała się, Maddison wyszczerzała usta w pięknym uśmiechu, a Raul po prostu na mnie patrzył.
 - Kocham was!

  Podróż trwała prawie trzy godziny z przesiadką do metra. Po dotarciu na miejsce byłam strasznie zmęczona. W tamtej chwili marzyłam już tylko o zakwaterowaniu się w pokoju.

  Liceum pomimo iż schowane między budynkami, z dala od głównych ulic wciąż znajdowało się w centrum miasta. Budynek szkoły był przeogromny, w bardzo starym i wiktoriańskim stylu. Pomimo iż do rozpoczęcia szkoły zostały dwa tygodnie, to już po dziedzińcu kręciło się pełno uczniów. Pociągnęłam walizki i ruszyłam do wielkich, dębowych drzwi frontowych.
  Wnętrze holu porażało swoim pięknem. Drewniane panele na ścianach, bordowy dywan na podłodze, kilka czarnych puf, dwie potrójne kanapy, gdzieniegdzie donice z paprotkami i kobieta w okienku, do której ustawiła się pięcioosobowa kolejka. Stanęłam na końcu, za dość wysokim brunetem.
  Kolejka przesuwała się zadziwiająco szybko - osoba mówiła kobiecie o co chodzi, ona udzielała pomocy i, jak zauważyłam także kluczy, bez żadnych problemów. Już stanie w kolejce pokazuje jak bardzo dobrze ta szkoła była zorganizowana. 
  Po pięciu minutach byłam już druga. Brunet, który był przede mną odchodząc uderzył mnie łokciem w bok. Syknęłam cicho, rozmasowując uderzoną część ciała.
 - Wszystko w porządku? - Usłyszałam męski głos. 
 - Tak, tak - odpowiedziałam i postanowiłam, że spojrzę na twarz mojego oprawcy. Podniosłam głowę i nagle poczułam jak cała krew spływa mi do stóp. Przez ciało przeszły mnie dziwne dreszcze, a oczy rozszerzyły mi się niczym spodki. 
 - Na pewno wszystko dobrze? Pobladłaś.
 - Nie... to znaczy tak, wszystko dobrze.
 - Świetnie - uśmiechnął się. - W każdym razie, przepraszam - powiedział i odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem, póki nie zniknął za drzwiami. Na ziemie sprowadziła mnie recepcjonistka. 
 - W czym mogę pomóc?
 - Nazywam się Jessica Johnson i jestem nową uczennicą.

*Journalism Academy tak naprawdę nie istnieje, jest wytworem mojej wyobraźni.

***

Pierwszy rozdział, to jednak tylko pierwszy rozdział. Początek historii, która może na pierwszy rzut oka nie jest specjalnie interesująca. Niemniej mam nadzieję, że Was zaciekawię, jeśli będziecie chcieli to jeszcze zajrzeć. Serdecznie zapraszam do czytania. Kolejny rozdział postaram się dodać w przyszłym tygodniu.
Pozdrawiam.